BŁOTNE ABECADŁO

sobota, 31 grudnia 2011

DO SIEGO ROKU

Tak sobie dywaguję, że mam na tych błotniaczych stronach 6 (sześciu) czytelników.

Przynajmniej jeden z nich obserwuje moją działalność z prawdziwym znużeniem, bowiem żadnego mojego tekstu nie jest w stanie ten obywatel rozwikłać, co przepełnia moją duszę bolesnym współczuciem. Obowiązki zawodowe zmuszają go jednak do kultywowania czujności nabytej na odpowiednich kursach i pisania kwartalnych sprawozdań – co odpowiednie służby starają się równie nieudolnie sylabizować na pohybel piastowskim kreaturom, za nic mając marność swego żywota.
Trudna to i niewdzięczna praca, ale z czegoś trzeba żyć!

Drugi sylabizuje moje literki z wprawą wykształconego polonisty. Przecinki mi przestawia i szyk zdań odwraca. Tego nie śmiem podejrzewać o pracę na zlecenie, bowiem w istocie dobroduszny to osobnik jest.

Trzeci czyta i wciąż nie może się oswoić, że tę umiejętność posiadł w wystarczającym stopniu. Lękliwy więc jest i przeto mało przydatny do rewolucyjnych zadań.

Czwarty to ten, którego nierozważnie obśmiałem kiedyś z czułością. Tej zniewagi wybaczyć mi nie umie i duka, i ślęczy, i zwija się w patriotycznej męce, w przedśmiertnym grymasie, aby tylko nitkę jedną do zacerowania swej dziurawej skarpety schwytać!
Temu sprzyjam i czytanie powtórne w skupieniu zalecam.

Piąty czytelnik sprzyja mnie samemu i cieszy go celnie wypuszczona strzała.
Aliści strzała ta nie po to jest, by zabijać, jeno do bezinteresownej wymiany myśli skłonić!

Ten szósty wyrobnik – to ja sam!
Wprawdzie staram się czytać to, co sam dobrowolnie napiszę, ale wciąż podejrzewam siebie o najbardziej nikczemne inspiracje.

I tak sobie żyjemy.

P.S.
Wszystkim moim Czytelnikom, którzy w gościnie w Dziupli Błotniaka bywają, składam w Nowym Roku mój sarmacki pokłon i dobra wszelakiego życzę; także i tym, których moje teksty złoszczą: Od siego do siego roku!
Tyleż z nas, ile Rzeczpospolita nas potrzebuje!