BŁOTNE ABECADŁO

środa, 31 października 2012

AUTOCENZURA

Andrzejowi Szubertowi

Ten postulat oświeconego dziennikarstwa i pełzającej w jego cieniu subtelnej propagandy — nader jest wciąż żywotny. Ot, tak delikatnie, dajemy taki znak, ażeby dla dobra i szczęśliwości ludu — który ma naszą troskę najprzystojniej we własnym tyłku — powściągnąć nasz trud poszukiwania  odpowiednich dla opisania sytuacji słów. (Wprawdzie ludek ten co jakiś czas gotów nam urządzić jakąś masakrę pod wizerunkiem Matki Boskiej i jej syna, koronowanego wbrew zapewne swoim intencjom na króla Polski: "Króluj nam, Chryste!"— powiada poplecznik takiego polskiego królestwa —"Zawsze i wszędzie" — odpowiada mu Iza Rostworowska, czyli Nasza Wolność Idąca Na Barykady). — Mamy się tedy wyrzec nie tylko własnej Duszy, ale i każdy ruch pióra na papierze ma być poddany szczególnym regulacjom. I to my sami mamy być własnymi nadzorcami.

Tak więc zawsze w dziejach, a szczególnie po każdym odnowicielskim przełomie, zawiązuje się towarzystwo wzajemnej adoracji, gdzie ich rzecznikiem jest jakiś przydupas, który naturalnie dla dobra polskiej literatury będzie nas kulturalnie namawiał na ratowanie naszego sumienia. I tu zacznie się niechybnie rozwodzić nad korzyściami, które naszej zniewolonej Duszy szczęśliwość niebiańską zapewnią. I, przy okazji, uchronią tubylczą ludność i wiarę naszą chrześcijańską przed unicestwieniem. Na końcu zaś takiego wystąpienia zmieści się jeszcze delikatna sugestia, że nasz upór może nam przynieść tylko o nas zapomnienie.

I tu złowrogi krzyż się ukazuje i niebieska gwiazda — bo pod takim znakiem znowu walą w piekielne kotły i bębny nasi dobroduszni, ożywieni jedynie katolickim duchem, rzekomi słowiańscy bracia.

21 kwietnia 2012